W dole, gdzie po uszy się wpadło
sekundy biegają w kółko
zapętlając niepokój.
Zazdrośnie kradną minuty,
godzinę za godziną gubiąc.
W poczuciu krzywdy od bliskich,
pod obstrzałem chybionych podejrzeń
nie cieszy nawet słońce za oknem
i denerwuje ptak na parapecie
(trzeba być podobno potworem,
aby ptaka się czepiać),
a godziny w czytelni strawione
są jak bez sensu:
pustymi oczami po tekście,
jak w języku obcym.
Boli taka choroba:
do swojej teorii nagiąć wszystko, co było i jest i się wydaje,
a gdy nie pasuje to zmyślić.
(grudzień, 1997)